Przypomniało mi się, że mam takie całkiem zacne światła LED do jazdy dziennej, co w kontekście cienkiego alternatora i coraz dłuższych dni daje całkiem miłą perspektywę niemarnowania prądu i paliwa.
Ale po kolei.
Po różnych ważnych obowiązkach domowych , obsłużeniu klienta na samochód (chce ktoś Mondeo MkIII GHIA kombi?) wreszcie znalazłem czas dla LePolonaise'a.
W planie na dzisiaj było mycie, zdarcie do końca naklejek i założenie świateł dziennych.
O ile pierwszy punkt poszedł śpiewająco, po uprzedniej naprawie kranu, i maszyna odzyskała dawny blask, to drugi nie był już tak lajtowy.
Do procederu usuwania starych naklejek zabrałem się jak zwykle wyposażony w ostrze nożyka do dywanów - grube, sztywne, bardzo ostre. Rozważałem kiedyś żyletkę, ale w obawie o swoje palce zarzuciłem ten plan.
Naklejeczka z przedniej szyby zeszła śpiewająco w minutę. Po podcięciu rogów ładnie dało sięją odkleić. Natomiast gówniana naklejka z logo PZMotu przyklejona do tylnej bocznej szyby chyba z dekadę temu, rwała się co pół centymetra kwadratowego. Istna katorga. Pod koniec to myślałem, że palce mi odpadną, ale w końcu po godzinie męczarni dałem radę, i nie muszę wycierać tyłka łokciem ;)
Następnie zabrałem się za montaż LEDów. Wyłącznik wraz z 2m przewodu ładnie zlutowałem sobie już wczoraj wieczorem, dzisiaj tylko montaż. Tylko gdzie by to wpasować.
Obczaiłem miejsce nad halogenami - idealnie się wpasowują i nawet nie zalatuje wiochą.
Jednak podczas wdrażania tego rewelacyjnego pomysłu pojawił się pierwszy zgrzyt: nie ma gdzie puścić kabli. Zgrzyt drugi: DRLe nieco za bardzo wystają do przodu i nie można ich głębiej upchnąć, bo przeszkadza halogen. Po chwili namysłu stwierdziłem, że jeden halogen i tak nadaje się tylko na śmietnik, więc oba zostaną zdemontowane.
I tak na dachu planuję montaż drugiego zestawu, więc żadna strata. Szczerze mówiąc, to nie przypominam sobie, bym przez ostatnie 5 lat użył przednich świateł przeciwmgłowych więcej niż raz.
Przystąpiłem do realizacji koncepcji. Praca "z gleby" pod samochodem do najmilszych nie należy, wszelki kurz i piach sypie się prosto w oczy, tak więc zdemontowanie halogenów zajęło mi więcej czasu, niż przewidywałem. Zaczęło się ściemniać, i prace kończyłem przy akompaniamencie latarki z mojego HTC. Po demontażu stwierdziłem, że już z tych świateł nic nie będzie, ale złączki mogą się jeszcze przydać - dolutuję je do LEDów i włączane będą włącznikiem p-mgielnych. Tym samym odejdzie mi robota przy przeciąganiu kabli przez ścianę grodziową. Dolutować złączki, przykręcić światła, podłączyć i voila!
Tak w chwili obecnej prezentuje się przód bolidu: umyty, bez naklejek, podmalowany lekko, bez halogenów.
Dobra, dzisiaj to na tyle, idę do lodówki po piwo, zasłużyłem :)
** edit mode **
Jeszcze mi się przypomniało, że nagrałem obiecany filmik za pomocą "myEye Traffic". Mało widać, bo nagrany po ciemku - taki test rejestratora w warunkach nocnych. Wyprawa do sklepu Lewiatan w celu nabycia złotego trunku po ciężkim dniu pracy (czyli po sobocie, jak widać po dacie).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz