poniedziałek, 29 września 2014

Relacja z wyprawy cz.1

Samochód udało się doprowadzić do stanu używalności w piątek 12-go ok. godziny 23.00. W tzw. międzyczasie około godziny 17-tej po zalaniu płynami okazało się, że cieknie chłodnica. Ale ciekło leciutko i na samej górze, więc nie dokręciliśmy korka by ciśnienie nie wypychało wody, a resztę "się zrobi w drodze".
Zapakowaliśmy się i wyjechaliśmy o 1 w nocy. Do Katowic jechaliśmy całą noc. Samochód ciągle gubił obroty, gasł. Stawaliśmy kilka razy, by zobaczyć co mu dolega. Przyczyną niedomagań była połatana i zaśniedziała instalacja elektryczna.

Jako kierowca, niewyspany, traciłem nerwy jadąc całą noc we mgle, lecz na szczęście Celina za pomocą pilniczków jednorazowych poradziła sobie z regeneracją zaśniedziałych styków, dokręciliśmy "przejściówkę" na alternatorze i jakoś dojechaliśmy do Katowic na start, spotykając po drodze pomarańczowych kolegów w pf125 :)



Przemiła koleżanka Sylwia z przybyłej wcześniej zaprzyjaźnionej załogi Grzmiący Rydwan poczęstowała nas kanapkami, co dało nam sił na dalszą podróż.
Po kilkunastominutowej drzemce, oklejeniu wozu numerami startowymi, zabraliśmy resztę załogi w osobach Marysi i Zientara i ruszyliśmy w drogę tankując po drodze niezbędny LPG. Kupiliśmy też kit epoksydowy motoryzacyjny, żeby mieć czym naprawić chłodnicę na kempingu.

Dosyć szybko udało nam się uwalić pierwszy akumulator, robiąc zwarcie w niesprawdzonej dołożonej instalacji elektrycznej do lodówki. Na szczęście mieliśmy w zapasie drugi.

Dość szybko na górskich serpentynach okazało się, że sączący układ chłodzenia nie mający ciśnienia nie jest na tyle wydajny, by ochłodzić 1,6GSi i zagotowaluiśmy silnik po raz pierwszy jeszcze przed granicą. Dolewka wody załatwiła sprawę i jechaliśmy dalej, od tego czasu cały czas na włączonym z kabiny wentylatorze silnika.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz