Wiem, że ostatnio nie za dużo się tu dzieje, przepraszam, ale nastąpił niespodziewany splot wydarzeń, i mój Senior Pit-Stop Manager zaniemógł na serducho, a Main Mechanic bawi nowego potomka, więc na polu bitwy zostałem sam jak palec ;) W dodatku pogoda nie rozpieszcza, a przytulnego garażu nigdzie nie znalazłem (bo kasę na skończenie swojego wydałem na Poldona).
Dzisiaj chciałem się zabrać za wymianę alternatora. Piękny, soczysty altek od rasowego demona BMW e32 czeka w kartoniku i rwie się do zasilania Poldona, lecz niestety nie jest mu dane jak do tej pory dostąpić tej zaszczytnej funkcji.
Otóż wykoncypowałem ja sobie, że wreszcie odpalę pneumatyczny klucz udarowy, który dostałem jakiś rok temu od kumpla. Niestety, po dorobieniu złączki okazało się, że klucz coś nie bangla.
"Co, ja nie naprawię?" pomyślałem jak prawdziwy Polak :D
Niestety po rozebraniu owego klucza okazało się, że jeden z elementów niestety dokonał swego żywota. Po szybkiej kalkulacji stwierdziłem, że chyba lepiej kupić nowy klucz elektryczny za stówkę z hakiem i mieć w d..ie naprawę szwedzkich szrotów z kontenera.
W czasie nieco późniejszym stwierdziłem, że po browara cza by jechać, ale niestety Poldi odmówił współpracy i nie odpalił. Nie dziwię mu się, bo radio zdoiło cały aku. Cóż więc zrobić? Cza zakasać rękawy, kulnąć przedłużacz, zebrać pająki z prostownika i naładować.
Operation in progress:
Niestety mam wadę wzroku, i dopiero teraz zauważyłem, że aku ma dziurę przy plusowej klemie. Nosz kur.... zapiał, szykują się nowe wydatki. No chyba, że uda się wykręcić komuś pod marketem z jakiegoś Ursusa ;)
To wszystko mnie tak zdołowało, że pojechałem po piwo moim AUDI ;) Poldi się ładuje i czeka na następne wolne chwile i ładną pogodę, a wtedy już wymiana altka i spawanie łatek :)
Potem tylko wór szpachli, dłuto, podręcznik do rzeźbiarstwa i może uda się jakiegoś Jelcza albo chociaż Lublina zrobić ;)
Stay tuned...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz