Ponieważ czas ucieka a pamięć jest ulotna, więc reszta relacji będzie już w trybie skróconym.
Szukamy bankomatu (z poprzedniego odcinka):
|
Frejus |
Po zatankowaniu do kabzy 80EUR (bo więcej nie było w menu żabojadowego bankomatu) pomknęliśmy dalej autostradą nr 8.
Jakiś niewychowany tirman przed nami, "a sam se dupe ssej tej!", a zdjęcie wykonane dokładnie w tym miejscu:
https://www.google.pl/maps/@43.402478,6.215321,3a,75y,316.09h,77.01t/data=!3m4!1e1!3m2!1sl7HASvNTyOCUfaSAiUaEoQ!2e0
Nasze rumakowanie nie trwało zbyt długo, gdyż alternator od Seata wziął i się usmażył był dość szybko. Znów zjechaliśmy z autostrady, tym razem załoga z UAZa z bardzo sympatycznym kolesiem przypominającym Jezusa podłądowała nas i odeskortowała do najbliższej stacji benzynowej (thx) w Aix-en-Provence. Naładowaliśmy akumulator, wesoły "mudzin" jako jedyny z obsługi stacji benzynowej "parlał inglese" i kazał mi zapłacić 5000EUR za podłądowanie aku (uśmiałem się jak norka z tego jego żartu). Zjedliśmy w budzie u Chińczyka jakieś cuda na kiju, kimnęliśmy się, pozwiedzaliśmy i poczekaliśmy aż warsztat przystacjowy otworzą.
W następnym dniu wyspani zabraliśmy się po raz kolejny za wymianę alternatora. Łamanym francuskim wytłumaczyłem miłemu panu z warsztatu, że potrzebuję zrobić "grrrr" na "le alternateur" "avec pneumatique" i odkręciłem sobie koła pasowe z posiadanych alternatorów. Założyliśmy stary alternator z zewnętrznym regulatorem napięcia, 44A musiały nam wystarczyć. Raz ładował, raz nie ładował. Telefon do PL i szukanie warsztatu. Podjechaliśmy kilka km, strefa przemysłowa La Pioline.
|
La Pioline - Carrefour po prawej, na wprost widoczne szczyty Pas du Moine |
Wszyscy elektrycy rozkładali ręce, proponowali wymianę alternatora na nowy od Alfa Romeo 156, ale cena przekraczała wartość DonPoldona. Znaleźliśmu ogromny Carrefour (McDonalds, gniazdka elektryczne, kibel - te sprawy...) i postanowiliśmy Poloneza zezłomować i wrócić stopem do domu. Już i tak minął termin dojechania do mety :( Było nam strasznie przykro, że nie dojechaliśmy, ale mieliśmy nieco większe zmartwienie.
Postaliśmy tam dwa dni, przestudiowaliśmy wszystkie schematy elektryczne, nikt nas nie wyganiał, sklep pod nosem - NAPRAWIMY! MUSIMY!
W międzyczasie załoga PEGAZY wracając już z Lloret wpadła zabrać nam do PL najbardziej cenne rzeczy, jak byśmy jednak musieli złomować. Zostawili nam jeszcze jeden alternator i regulator napięcia. Na parkingu odkryliśmy, że jest za darmo dostępne gniazdko z prądem, więc mogliśmy ładować aku, podłączyć lutownicę, naładować komórki, netbooka :)
Dokładnie, to to żółte na środku - tu znaleźliśmy prąd:
https://www.google.pl/maps/@43.506117,5.399348,3a,75y,185.31h,80.73t/data=!3m4!1e1!3m2!1snNd4YTyAh05JoAVMbaWIlg!2e0
Stojąc te dwa dni rozłożyliśmy pół instalacji elektrycznej, wyrzuciliśmy połowę zaśniedziałych złączek, wątpliwych przedpotopowych kabli, wstawiliśmy nowe, ładnie wszystko oczyściliśmy, polutowaliśmy i EUREKA! JEST ŁADOWANIE!!!
Jako, że do mety już nie mieliśmy po co jechać, a też nie było pewności jak długo nasza naprawa wytrzyma - stwierdziliśmy, że nie jedziemy dalej i robimy sobie prywatnie metę w StTropez.
Żeby nie trzymać dłużej w napięciu zdradzę, że po tej naprawie nie mieliśmy już żadnych problemów z elektryką i bezproblemowo dojechaliśmy do domu.
W drodze do St Tropez przejechaliśmy przez Marsylię, wykąpaliśmy się na plaży sportowej (mieliśmy wizję rajskiego piasku, a tam wszędzie skały - to ma być plaża???)
|
Stateczek |
|
Dojazd do Marsylii |
|
Przywitał nas taki ładny korek na wiadukcie. Ani stanąć na papieroska, ani na siku, upał +40*C, gotujący się silnik - jednym słowem masakra. |
|
Plaże Marsylii |
|
Pomnik bojowników wszystkich narodów i wyznań walczących o wolność. |
|
...druga strona pomnika. |
|
Panorama |
|
Nabrzeże przedmieść Marsylii nocą. |
|
19 września o 23:40 dotarliśmy do St.Tropez. Masakryczne zakrętasy rodem z filmów o sławnym żandarmie. Pozwiedzaliśmy sobie, pospaliśmy na plaży. Tak przejrzystej wody nie widziałem nigdzie! Obojętnie na jakiej głębokości było widać dno. W porcie jachty, których cena przyprawia o palpitacje serca. Zwiedzając wystawę dzieł sztuki w jednym z muzeów okazało się, że kustoszem jest mieszkająca tam od 1,5 roku Polka, z którą sobie bardzo miło porozmawialiśmy :) Trafiliśmy na jakiś tydzień kultury europejskiej czy coś w ten deseń - codziennie były gdzieś jakieś wystawy albo zwiedzanie za darmo.
Poza galimatiasem architektonicznym, wąskimi uliczkami schodzącymi się pod niewiadomym kątem, wpadliśmy obejrzeć fort. Spaliśmy w samochodzie przy ostatniej plaży na skraju miasteczka. Nawet tam były specjalne kontakty do ładowania pojazdów elektrycznych.
|
Przed budynkiem, gdzie kręcono "żandarma". |
|
Jacht, przyciąagający swą UFOlogiczną poświatą ryby. |
|
Widok z zatoki w kierunku St.Maxime |
|
Plaża za miastem, na której bawiliśmy 2 dni. |
|
Plaża na skraju miasta, przy której spotkaliśmy rodaków :) |
|
Widok na miasto ze wzgórza fortecznego. |
|
Latarnia morska w forcie StTropez, w dole miasto. |
...nie mam siły na więcej dzisiaj, a to tylko kawałek opowiastki, i jedna setna zdjęć.
Obiecuję skończyć tą opowiastkę niebawem. Stay tUUUned ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz