niedziela, 22 marca 2015

Relacja cz.5

Ponieważ czas ucieka a pamięć jest ulotna, więc reszta relacji będzie już w trybie skróconym.
Szukamy bankomatu (z poprzedniego odcinka):
Frejus
Po zatankowaniu do kabzy 80EUR (bo więcej nie było w menu żabojadowego bankomatu) pomknęliśmy dalej autostradą nr 8.
Jakiś niewychowany tirman przed nami, "a sam se dupe ssej tej!", a zdjęcie wykonane dokładnie w tym miejscu:
https://www.google.pl/maps/@43.402478,6.215321,3a,75y,316.09h,77.01t/data=!3m4!1e1!3m2!1sl7HASvNTyOCUfaSAiUaEoQ!2e0
Nasze rumakowanie nie trwało zbyt długo, gdyż alternator od Seata wziął i się usmażył był dość szybko. Znów zjechaliśmy z autostrady, tym razem załoga z UAZa z bardzo sympatycznym kolesiem przypominającym Jezusa podłądowała nas i odeskortowała do najbliższej stacji benzynowej (thx) w Aix-en-Provence. Naładowaliśmy akumulator, wesoły "mudzin" jako jedyny z obsługi stacji benzynowej "parlał inglese" i kazał mi zapłacić 5000EUR za podłądowanie aku (uśmiałem się jak norka z tego jego żartu). Zjedliśmy w budzie u Chińczyka jakieś cuda na kiju, kimnęliśmy się, pozwiedzaliśmy i poczekaliśmy aż warsztat przystacjowy otworzą.
W następnym dniu wyspani zabraliśmy się po raz kolejny za wymianę alternatora. Łamanym francuskim wytłumaczyłem miłemu panu z warsztatu, że potrzebuję  zrobić "grrrr" na "le alternateur" "avec pneumatique" i odkręciłem sobie koła pasowe z posiadanych alternatorów. Założyliśmy stary alternator z zewnętrznym regulatorem napięcia, 44A musiały nam wystarczyć. Raz ładował, raz nie ładował. Telefon do PL i szukanie warsztatu. Podjechaliśmy kilka km, strefa przemysłowa La Pioline.
La Pioline - Carrefour po prawej, na wprost widoczne szczyty Pas du Moine

Wszyscy elektrycy rozkładali ręce, proponowali wymianę alternatora na nowy od Alfa Romeo 156, ale cena przekraczała wartość DonPoldona. Znaleźliśmu ogromny Carrefour (McDonalds, gniazdka elektryczne, kibel - te sprawy...) i postanowiliśmy Poloneza zezłomować i wrócić stopem do domu. Już i tak minął termin dojechania do mety :( Było nam strasznie przykro, że nie dojechaliśmy, ale mieliśmy nieco większe zmartwienie.
Postaliśmy tam dwa dni, przestudiowaliśmy wszystkie schematy elektryczne, nikt nas nie wyganiał, sklep pod nosem - NAPRAWIMY! MUSIMY!
W międzyczasie załoga PEGAZY wracając już z Lloret wpadła zabrać nam do PL najbardziej cenne rzeczy, jak byśmy jednak musieli złomować. Zostawili nam jeszcze jeden alternator i regulator napięcia. Na parkingu odkryliśmy, że jest za darmo dostępne gniazdko z prądem, więc mogliśmy ładować aku, podłączyć lutownicę, naładować komórki, netbooka :)
Dokładnie, to to żółte na środku - tu znaleźliśmy prąd:
https://www.google.pl/maps/@43.506117,5.399348,3a,75y,185.31h,80.73t/data=!3m4!1e1!3m2!1snNd4YTyAh05JoAVMbaWIlg!2e0
Stojąc te dwa dni rozłożyliśmy pół instalacji elektrycznej, wyrzuciliśmy połowę zaśniedziałych złączek, wątpliwych przedpotopowych kabli, wstawiliśmy nowe, ładnie wszystko oczyściliśmy, polutowaliśmy i EUREKA! JEST ŁADOWANIE!!!
Jako, że do mety już nie mieliśmy po co jechać, a też nie było pewności jak długo nasza naprawa wytrzyma - stwierdziliśmy, że nie jedziemy dalej i robimy sobie prywatnie metę w StTropez.
Żeby nie trzymać dłużej w napięciu zdradzę, że po tej naprawie nie mieliśmy już żadnych problemów z elektryką i bezproblemowo dojechaliśmy do domu.
W drodze do St Tropez przejechaliśmy przez Marsylię, wykąpaliśmy się na plaży sportowej (mieliśmy wizję rajskiego piasku, a tam wszędzie skały - to ma być plaża???)
Stateczek

Dojazd do Marsylii

Przywitał nas taki ładny korek na wiadukcie. Ani stanąć na papieroska, ani na siku, upał +40*C, gotujący się silnik - jednym słowem masakra.

Plaże Marsylii

Pomnik bojowników wszystkich narodów i wyznań walczących o wolność.

...druga strona pomnika.

Panorama

Nabrzeże przedmieść Marsylii nocą.
19 września o 23:40 dotarliśmy do St.Tropez. Masakryczne zakrętasy rodem z filmów o sławnym żandarmie. Pozwiedzaliśmy sobie, pospaliśmy na plaży. Tak przejrzystej wody nie widziałem nigdzie! Obojętnie na jakiej głębokości było widać dno. W porcie jachty, których cena przyprawia o palpitacje serca. Zwiedzając wystawę dzieł sztuki w jednym z muzeów okazało się, że kustoszem jest mieszkająca tam od 1,5 roku Polka, z którą sobie bardzo miło porozmawialiśmy :) Trafiliśmy na jakiś tydzień kultury europejskiej czy coś w ten deseń - codziennie były gdzieś jakieś wystawy albo zwiedzanie za darmo.
Poza galimatiasem architektonicznym, wąskimi uliczkami schodzącymi się pod niewiadomym kątem, wpadliśmy obejrzeć fort. Spaliśmy w samochodzie przy ostatniej plaży na skraju miasteczka. Nawet tam były specjalne kontakty do ładowania pojazdów elektrycznych.
Przed budynkiem, gdzie kręcono "żandarma".

Jacht, przyciąagający swą UFOlogiczną poświatą ryby.

Widok z zatoki w kierunku St.Maxime

Plaża za miastem, na której bawiliśmy 2 dni.

Plaża na skraju miasta, przy której spotkaliśmy rodaków :)

Widok na miasto ze wzgórza fortecznego.

Latarnia morska w forcie StTropez, w dole miasto.
...nie mam siły na więcej dzisiaj, a to tylko kawałek opowiastki, i jedna setna zdjęć.
Obiecuję skończyć tą opowiastkę niebawem. Stay tUUUned ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz